Pisarz oprócz pisania powinien dużo
czytać. Ale czy może grać? Czy stwierdzenie, że gry jedynie ogłupiają i pochłaniają
czas jest prawdziwe?
Lubię powieści i gry grozy. Na grach
komputerowych się wychowałam. W Resident Evil 5 grałam ze względu na sentyment,
niekoniecznie mi się podobał, bo zabrakło mi w nim klimatu. Byłam ciekawa. Ta
gra pozwoliła mi spojrzeć na kwestię Strzelby
Czechowa z innej strony. Pewnie, dlatego że nie wymagałam od fabuły tej gry
za dużo…
Na początek Resident Evil jest serią
gier, która swój debiut miała w latach 90. Obraca się w temacie Virusa T, który
z czasem ewoluuje i dostaje inne nazwy. Oczywiście występują tam (oprócz
głównych protagonistów): Zombiaki, Lickery (moje ulubione), Huntery, zmutowane
psy i wiele, wiele innych wyczesanych potworków.
Przejdźmy do sedna tematu.
Twój
bohater musi przebrnąć przez małe problemy, aby zmierzyć się z większą
artylerią.
Fabuła gier jest prostolinijna,
schematyczna. Na początek w Residencie zabijasz jednego zombiaka, później
pojawia się ich więcej, dochodzą zmutowane psy i… potężniejszy boss. Oczywiście
skoro Chris Redfield, jeden ze znanych postaci w RE, już nie raz mierzył się z
wirusem mógłby na początku gry stanąć przeciwko głównemu bohaterowi, czyli
Weskerowi i go pokonać. No niby tak? Fani RE znają już tę postać, wiedzą, z
czym się go je.
No, ale nowa seria nowe problemy,
prawda?
Gdyby Chris dostał na samym wstępie
Weskera musiałby z nim przegrać. Niestety postać nie została przygotowana, nie
ma odpowiedniego sprzętu i wiedzy na temat wirusa. Nie ma też żadnej
szczepionki. Koniec, bohater ginie i zło zwycięża. Natomiast gdyby Chris
wygrał, to byłby największy absurd stulecia. Nikt by w to nie uwierzył, nawet
ci, którzy grali w starsze wersje RE. Albo powiedzieliby, że Wersker to ciota i
wcale nie jest głównym przeciwnikiem w historii.
Do czego zmierzam? Twoi bohaterowie
muszą stopniowo zmierzać się z problemem, z początku nawet małym, albo zrzuć na nich lawinę, która wzmocni ich na oczach czytelnika. Nie mów, że co
za dużo to nie zdrowo, bo w tym przypadku działa to tylko wtedy, gdy sam się w
tym pogubisz. Jeżeli będziesz stopniowo je rozwiązywał musi być dobrze.
W takich przypadkach spójrz na życie.
Ile razy tak jest, że mąż traci pracę, gdy wraca do domu okazuje się, że żona
odchodzi, dzieci nie chcą go znać, po rozwodzie traci dom i ląduje na ulicy.
Jeden problem często pociąga za sobą inne. Nigdy na odwrót.
Wniosek?
Zaczynaj od 1 grama C4, a skończ na
bombie atomowej.
Rzucaj tyle kłód pod nogi głównego
bohatera ile twoja powieść da radę udźwignąć.
Strzelba
Czechowa w Residencie, czyli zapowiedź nowych przeciwników.
W RE jest bardzo dobry przykład tego, jak
działa system zapowiadania kolejnych wyzwań. Dzięki temu gracz wie, z czym za
chwilę będzie się mierzył. Nic nie spada na niego znienacka.
Od razu zaznaczam, że próbowałam zrobić,
jak najlepsze screeny. Nie mam czasu grać, więc skorzystałam z YT.
1.
Egzekutor, Kat (Executioner Majini)
Spotykamy go w pierwszym rozdziale. Zapowiedź?
Otóż przed „pojedynkiem” wchodzimy do pomieszczenia wypełnionego OGROMNYMI
toporami. Niektóre z nich są dwa razy większe od bohaterów. Po opuszczeniu budynku stajemy z nim twarzą w twarz.
2.
Uroboros
Potworek składa się przede wszystkim z
macek wijących się jak węże. Cały szkopuł w zapowiedzi zawiera się w smole,
która oblepia ściany domu i nie raz ścieka z sufitu. Chwilę potem musimy go
pokonać.
3.
Chainsaw Majini
Nienawidzę pił mechanicznych, ale są one
nieodłączną częścią gier Resident Evil. Niestety. Podczas eksploatowania
pomieszczeń możemy zobaczyć piłę mechaniczną na stole. I tak, jest ona również
zapowiedzią walki.
Co jest ważne w Strzelbie Czechowa?
Jak jej używasz staraj się robić tak,
aby czytelnik nie zdążył o niej zapomnieć. W Residencie strzelba odpala niemal
natychmiast.
Jeżeli już chcesz zapowiadać coś
większego, co wykorzystasz później, zrób to kilka razy. Im więcej razy będziesz
powtarzał, tym bardziej czytelnik zrozumie, że to jest istotne. Będzie wiedział, że w końcu strzelba wypali (z tym też radzę nie
przesadzać, bo czytelnik się znudzi czekaniem).
Na koniec powiem, że moim zdaniem pisarz
może grać skoro sprawia mu to radość. Od samego pisarza jednak zależy, czy będzie
grał w durnych złodziei czasu, czy w gry, z których może wyciągnąć lekcje.
Niektóre z nich pozwalają znaleźć rozwiązanie, albo mogą zainspirować do
stworzenia czegoś innowacyjnego. Sama pewnie nigdy nie przestanę grać, choć
czasu jest coraz mniej.
0 komentarze: