Menu

wtorek, 28 lipca 2015

10 zachowań upośledzonych klientów.

         Temat wydaje się na czasie ze względu na okres letni. Na Pomorzu oznacza to zapieprzanie, bo przecież turyści przyjeżdżają! Z pełnym portfelem do tego! Mnóstwo młodych ludzi łapie się czegokolwiek, aby dorobić. A to na studia, a to na szkołę, akademik i inne dziwactwa.
   Tekst stworzony na podstawie własnych obserwacji, tych za lady i sprzed lady. Co prawda nie jestem „sprzedawcą z prawdziwego zdarzenia”, ale czasami dorabiam i w takiej roli. 
        Sprawdź sam, jak najmniej uprzykrzać sprzedawcom życie.

1.      Przepraszam, czy już otwarte?

Drzwi zamknięte, widzą malutką szparę, albo światło i już, już, szybko!
- Nie, otwarte od ósmej.
Patrzy na zegarek. Myśli, myśli. Co by tu wymyśleć, aby mi sprzedała wcześniej? Na zegarku dopiero pięć po siódmej. A co ona tu robi o tej godzinie?
- Nie sprzedałaby mi pani papierosów? – mówi ze słodkimi oczami.
- Mamy otwarte od ósmej - powtarzam grzecznie, radując się papierosem, którego przez idiotę będę musiała zgasić.
Koleś tupie nogą, patrząc na ciebie, jakbyś była jego niewolnikiem i oczekuje, że mu sprzedasz. No właśnie, tutaj papierosa wypadałoby zgasić. Nic w sklepie nie jest przygotowane na wpuszczenie bydła, ale on chce. No dobra. Jeśli papieros jest w miarę dopalony, bo bydło nie rozumie, że później nie ma czasu na takie ekscesy, wpuszczam go do środka i sprzedaje owe papierosy…
            Nie zawsze historia ma szczęśliwe zakończenie, choć niekiedy to i tak nie pomaga. Wychodziłam na zewnątrz, zamykałam sklep, siadałam na ławce, aby bydło mnie nie namierzyło i nie pomyślało, że to ta, co tam rządzi. Siedziałam, radowałam się papierosem, ale nie… Jakiś typek podszedł, znalazł mnie cholera, pyta czy mu sprzedam bibułki. Godzina 7.10. Miałam zły dzień i koleś miał pecha. Odpowiedziałam: nie.
            - A dlaczego?
            No w dupę rąbaną mać. Bo nie mam ochoty? Nie jest mój czas pracy? Jest zamknięte? Niczego w środku nie zrobiłam? Zamiast tłumaczyć, odpowiadam:
            - Bo palę.
            Koleś z deka się zgiął, ale zerknął na moją fajkę i…
            - To ja poczekam.
            I stał ze mną jełop pięć minut, gadając o dupie Marynie, bo nikt z nas nie odpuścił. Wyciągnął papierosa i zapalił do towarzystwa. Można byłoby pomyśleć, że koleś się zraził. O nie! Do niej więcej nie przyjdę. Gdzie tam… Wraca, jak bumerang. Uśmiecha się, gada ciekawostki dla mnie nieistotne, chociaż nasze pierwsze spotkanie było do kitu. Niejeden by się obraził, ale on nie.
            Inny przypadek.
            - Proszę panią, ale ja mam poważny problem!
            Ojej, chciałoby się krzyknąć. Co też koleś wymyśli, aby mnie skłonić do zrobienia czegoś ponad programowo?
            - Muszę kupić żonie podpaski!
            Zagiął mnie chłop i wygrał. Już sądziłam, że może bandaży, wody utlenionej, albo czegoś innego „niezbędnego”… Ale podpaski? Noo… w końcu też krew.
            Większość takich incydentów jest irytujących, tym bardziej, gdy kawałek dalej jest sklep. Takie bydło i tak woli cię pomęczyć, i na pewno nie ze względu na niższe ceny, bo w sezonie mało gdzie jest taniej.

            WNIOSEK: Pilnuj godzin otwarcia, bo jeśli sprzedawca jest wcześniej w pracy, to dlatego że musi, a nie bo chce. Ma inne sprawy do roboty. Warzenie, rozkładanie towaru, liczenie kasy i ogólne szykowanie swojego stanowiska. Na pewno nie przyjeżdża, abyś na niego polował.

2.      Kto pierwszy ten lepszy.

Zdarzały i zdarzają się momenty, w których trafiam w miejsce, gdzie ze sklepu trzeba wysunąć stojaki, albo jakieś inne magiczne gadżety.
Co robi bydło?
Proste.
Wchodzi do sklepu, choć nie ma dla niego miejsca, bo… Musi! Nie zdąży! O mój Boże, ten sklep jest otwarty tylko 15 h! Czy zdążę kupić… gazetę? Gumy do żucia? ZAPALNICZKĘ?! Wejdzie na Ciebie, nie przeprosi, czeka i tupie nogą zaiste zniecierpliwiony. Bo co tak długo?! Przecież tu jestem! Czy ona mnie nie widzi?!
Widzi… Ale, że ją wkurzyłeś czekasz na swoją kolej, aż sklep będzie w pełni przygotowany na przyjęcie innego bydła.

WNIOSEK: Pozostań na zewnątrz do czasu, aż sklep zostanie „opróżniony”. To wkurza. Naprawdę. Nawet pytanie: Już można? Nie pomaga. Co mam powiedzieć? Nie można? Raz mi się zdarzyło powiedzieć: za chwilę, i koleś usiadł na ławce i czekał. Zrobiło mi się go żal, więc od tamtego momentu kiwam głową z wymuszonym uśmiechem. W duchu ich wyzywam.
Czas jest cenny, dla każdego, ale bez przesady… Przychodź dwie minuty po godzinie otwarcia, a nie będziesz musiał czekać. Albo czekaj i stul pysk. I nie tup nogą, nie chrząkaj, nie zerkaj na zegarek, nie próbuj zamordować wzrokiem. Każdy ma to i tak w dupie. Jesteś jednym z wielu, którzy odwiedzają dany sklep. Twoje dąsy są nieistotne.

3.      Rabacik!!!

Kto tego nie zna nigdy naprawdę nie żył. To jest tak popularne, że aż archaiczne. Słyszę to niejednokrotnie, gdy stoję za ladą, albo w kolejce.
- Chociaż pięćdziesiąt groszy? Pięć? Dziesięć?
Zerkasz na ekran kasy, a tam… uwaga… Dwa złote do zapłaty. Aha. No nieźle.
- Nie dajemy rabatów, proszę pana. – Zazwyczaj taką odpowiedź się słyszy, a na twarzy kasjera widzi się głupkowaty uśmiech. Tak, tak. W takich chwilach na taką osobę wymyśla się przezwiska i nie widzi się w nim skąpego gbura, lecz debila.
- No dobrze… Ja tylko żartowałem.
Akurat. Jasne. Już ci wierzę. Za pewne trzymałeś kciuki za powodzenie tej zaiste wielkiej misji. Nie udało się. Sorry.
- Bo jak pani mi nie da, to ja tego nie kupię.
Mogę bez ciebie żyć, stary. Nie kupuj. Wyjdź i wróć, jak poznasz zasady życia. Chcesz coś mieć, musisz za to płacić. Stawka adekwatna do danej zachcianki.
Zdarzyło mi się raz, że klient próbował targować się z ceną wypisaną na gazecie. Myślałam, że położę się na ziemi i zdechnę. Ten świat spada na psy. Uderza coraz niżej.
W większości przypadków jestem przekonana, że tacy ludzie to idioci, bo oni chyba nie wiedzą, że:
- Właściciel nie sprowadza całego towaru za złotówkę.
- Trzeba opłacać dzierżawę, prąd, ogrzewanie i inne duperele.
- W przypadku kasy fiskalnej trzeba się rozliczać ze złodziejami polskimi, czyli Urzędem Skarbowym.
- PENSJE PRACOWNICZE. Tyle starczy.
- Niekiedy ubezpieczenie towaru, sklepu itd.
- Sezonówki, które oblegają Władysławowo, Hel, Jastarnie i inne miasteczka turystyczne płacą KOLOSALNĄ opłatę targową, DZIENNIE. (Złodzieje)
- Trzeba zarabiać i żyć. Bez obrotu nie ma sensu, aby cokolwiek prosperowało. Po co coś robić za grosze, albo za to, aby wychodzić ledwo na zero? Robisz, aby zarobić. To nie hobby.

WNIOSEK: Zanim poprosisz o rabat zastanów się, o co prosisz. Zakupy ponad 200 złotych, to jeszcze okej. Można się targować. Dać rabacik. Ale za dziesięć złotych? Za dwadzieścia? Za dwa? Idź i nie wracaj, wsiunie. Ja też płacę i nie płaczę. Życie ma swoje prawa.
Z szefem też się targujesz w ten sposób o podwyżkę? Szefie, daj mi podwyżkę, chociaż te 50 groszy! No już… biegnę, Stasiu.

4.      A po ile to?!

Sklep pełen klientów, właśnie obsługujesz babkę, a tu jakiś prymityw podbiega, albo nie podbiega, a krzyczy z kilometra i żąda uwagi. Tak. Już ci odpowiadam…
Czemu, do cholery, ona mnie ignoruje?
Kolejka się powiększa. Koleś ponawia pytanie… PO ILE TO? Gdybym mogła poprosiłabym go, aby poszedł nauczyć się zasad dobrego wychowania, bo tego najwidoczniej matka nie nauczyła, a później do okulisty. Przecież ceny są, ale nieeee… Gdzie tam. A pokażę jej, że jestem cwelem i krzyknę po raz trzeci. Odpowiedziała! Ojej, ale jakoś minę miała nie taką, jak trzeba… No, jak to? Przecież KLIENT NASZ PAN.
Znowuż… Kiedyś odpowiedziałam: zaraz, panu powiem. I trochę się zgarbił. Dopytał: Kiedy? Cóż… Jak skończę obsługiwać i będzie pana kolej, to się panem zajmę.
Czasami po prostu przeginają, ale do takich nic nie dociera. Puste głowy. A co, gdybym się pomyliła na niekorzyść klienta, bądź swoją, bo jakaś posrana mućka nie potrafi czytać? Albo czekać. Ograniczonych umysłów nie brakuje.

WNIOSEK: Naucz się czytać, czekaj na swoją kolej, albo kupuj w ciemno. Wszystko jedno. Nie drzyj mordy i nie myśl, że wszystko ci wolno. Gdybyś trafił na mnie za pewne bym cię zignorowała. To ciekawy eksperyment, tak popatrzeć, jak ludzie reagują na brak odpowiedzi.

5.      A mogę tylko zostawić?

Nie, nie możesz. Właśnie zajmuję się kimś innym.
- Mam odliczone!
A ja wysrane. Tak. Dokładnie.
Bo sprzedawca ma kilka „nieudogodnień”.
Urząd Skarbowy. Cholera wie na kogo się trafi, jakaś wredna baba, co jej mąż w nocy nie dał, albo właśnie przechodzi rozwód i… mandacik. Bo pani nie nabiła i nie dała dowodu zapłaty. Nabiłam! Ale za późno. I po ptakach…
Pamięć. Jesteśmy ludźmi i nie wszystko zapamiętujemy. Niby kasa ląduje z boku, ale i co z tego? Po chwili można zapomnieć, szczególnie przy dużym ruchu. I nie obchodzi mnie, że ktoś się spieszy. Jak się spieszy, to niech spada i przyjdzie w dogodniejszym momencie.
Szefostwo. A nuż ci powie, że kantujesz, kradniesz i coś tam kręcisz? W kasie ma być równo i koniec kropka.
Mi się nie zdarzyło, aby mnie ktoś w ten sposób uwalił, ale za każdym razem drażni tak samo. Odpowiadam nie. Bo nie mam zamiaru się taplać w gównie przez jakąś debilkę, co macha kasą przed nosem i wpycha się do kolejki, byleby podać do ręki. Fuck U.

WNIOSEK: Stań w kolejce, poczekaj, pozwól pani nabić, albo nie nabić, ale bądź świadomy, że w sklepie też obowiązują pewne zasady. Nie jesteś świętą krową. Ani prezydentem, ani królową. A nawet gdybyś był, to też jesz, srasz i śpisz, więc stoisz. Bez względu na to ile ciągnie się kolejka.

6.      Da pani?

Nie da. Bo mi się nie chcę.
Przychodzi klient i zadaje magiczne pytanie:
-Ma pani może… hm… klamerki?
- Mam.
- A mogę?
Nie możesz. Informuję ciebie, że one tam są, ale ci nie dam. Chyba, że zarecytujesz wierszyk, odpowiesz na głupie pytanie, albo zatańczysz sambę nago na dworze.
- Oczywiście – uśmiech od ucha do ucha. W duchu, co za debil.
Takich pytań zdarza się mnóstwo. A mogę to, a mogę tamto. Nie rozumiem, jaką racje bytu miałby mieć sklep, gdyby nie sprzedawał tego, co ma aktualnie w asortymencie? Miałoby leżeć, gnić, zbierać kurz? Mam, sprzedaję. Nie mam, nie sprzedaję. Logiczne.

WNIOSEK: Nie zadawaj głupich pytań, bo uzyskasz kiedyś głupią odpowiedź. Wykaż się wyższym ilorazem inteligencji i powiedz na przykład: To poproszę. Dziękuję, sprzedane za cenę podaną na metce.

7.      Czy wie pani…?

A co, ja informacja turystyczna?
- Nie.
- A pani nie stąd?
No niby nie stąd, ale stąd. Czasem, gdy ilość głupkowatych pytań mnie zmęczyła, odpowiadałam nie wiem, choć wiedziałam. A kto mi udowodni, że wiedziałam? A co kogo obchodzi skąd jestem? Nie wiem, to kurde nie wiem. Co za różnica, czy mieszkałabym za rogiem i dopiero się wprowadziła, czy była przejezdną, albo stałym mieszkańcem? Wciąż nie znam lokalizacji wszystkich ulic w swoim mieście.
Trzeba także dodać, że te pytania nie są zadawane w porę. Stanie ci taki w progu, oczywiście widzi kolejkę, ale wrzaśnie, jakby był na stadionie w trakcie meczu.
Jeden uzyskał odpowiedź: WIEM. Dopytał: Gdzie? Kazałam mu czekać, aż skończę. Stał taki łoś z pacanowa i czekał. Trudno. Życie jest brutalne.

            WNIOSEK: Jeśli o coś pytasz niekoniecznie wal do sklepu. Albo jak już tam idziesz to poczekaj i upewnij się, że dana osoba może udzielić ci odpowiedzi, satysfakcjonującej. Po jej uzyskaniu, PODZIĘKUJ, tak niewielu to robi. Jeden na setkę pytających. Zazwyczaj słyszę, AHA. No kurde… Bydło.

8.      Bo biorę, ale nie wiem….

Weźmie ci takie bydło coś z półki i odłoży GDZIEKOLWIEK. Sprzedawcy mają, co innego do roboty, niż poprawianie za tobą. Wziąłeś skądś gazetę, napój, ciastka, nożyczki, odłóż je na miejsce. To naprawdę nie jest trudne. Nazwa do nazwy. Kolor do koloru. Firma do firmy. To, jak zabawa w szukaj różnice, ale ty szukaj podobieństw. Dasz radę! Później, jeśli będziesz czegoś szukał będzie ci łatwiej znaleźć, bo nie będzie zakryte, zagubione, pomieszane. A nuż odstawisz tam, gdzie cena nie taka i wyjdzie przy kasie, że towar jednak droższy, niż sądziłeś? I co? I kogo wina? BYDŁA!

WNIOSEK: Przyglądaj się temu, co bierzesz do ręki i odkładaj dokładnie tam skąd wziąłeś. Inaczej jesteś głupi, upośledzony i niezdolny do życia w tłumie. Zdychaj, zarazku.

9.      A tam było…

TANIEJ!
 O jeny… Biegnij tam gdzie taniej! Już, szybko. Co tu robisz? Czemu kupujesz? Skoro tam było taniej, idź. Masz nasze błogosławieństwo.
- Ale wie pani, na allegro kupię to za dwa złote, a u pani aż za dziesięć.
Wpisać panu adres allegro i ułatwić zakup? Zrobiłabym to, a niech mnie, poświęciłabym się. Niech pan zamawia, niech przywożą. Ale zaraz, zaraz… Czy przypadkiem z przesyłką nie zapłaci pan DROŻEJ? I jest to bardziej czasochłonne?

WNIOSEK: Jeśli możesz kupić gdzieś taniej, idź tam. Sprzedawcy w wielu przypadkach nie mają wpływu na ceny, które widnieją na towarze. Są one ustalane odgórnie. To, że sapniesz raz, czy dwa niczego nie zmieni. Źle ci? Idź tam, gdzie będzie ci lepiej. Innym bez twojego mędzenia też będzie lepiej.

10.  Przedłużone Last Minute.

Trzy minuty do zamknięcia, uśmiech na twarzy, za chwilę do domu, a tu niespodzianka. Wchodzi para, pojedynczy człek, albo cała rodzina i…
- Nie myślisz, że ten jest ładniejszy?
- Nooooo, nie wiem.
I stoi. Patrzy. Myśli. Wytwarza chore wizje w bani. Pięć minut później wybiera to, co jako pierwsze wpadło w ręce, ale nie…
- A może jednak to pomarańczowe? Kanciaste? Proste? A to mniejsze? Większe? No, bo tańsze, ale jednak… No nie, chyba wezmę droższe, bo po co mi bubel? A będę z tego korzystać? A nie… chyba to zgubię, więc wezmę tańsze. No, ale Stasiu, które? Na pewno pomarańczowe? Nie… Wezmę czarne, bo pomarańcz do mnie nie pasuje.
I strzał w czoło murowany. Z trzech minut przed zamknięciem robi się dziesięć minut po czasie. Sporo osób sądzi, że to nic takiego, bo można. Ale w takich przypadkach sprzedawca nie dostaje kasy za „nadminuty”, dodatkowo przez ludzką głupotę może nie zdążyć na autobus, pociąg, śmigłowiec. Musi was znosić z uśmiechem na twarzy, choć macie 100% szans, że wyobraża sobie, jak was zabija, powoli i z przyjemnością.
Praca w sklepie jest specyficzna, po zamknięciu zostaje się zazwyczaj jeszcze kilkanaście minut. Nie wygląda to, jak w biurze, gdzie wystarczy wyłączyć komputer i spadać na chatę. A to podliczanie, sprzątanie, wklejanie raportów i jakieś krótkie zestawienia na jutrzejszy dzień, bo wtedy najlepiej widać, co brakuje i w jakich ilościach to zamówić. Na pewno nie wygląda to tak, jak większość bydła myśli. Nie zatrzaskuje się drzwi i spieprza do domu.

WNIOSEK: Chcesz robić dłuższe zakupy przychodź w ciągu dnia. Pod koniec godzin pracy przychodzi się na szybkie akcje, bądź nie przychodzi się wcale. Podbramkowe sytuacje zdarzają się każdemu, ale w takich przypadkach działaj błyskawicznie.


            Pewnie znalazłoby się tego jeszcze więcej, ale zbytnio nie chce mi się kombinować.
            Wniosek końcowy brzmi:
Jeśli na większość tych podpunktów mógłbyś odpowiedzieć TAK, zacznij robić zakupy przez neta ;p.
Udostępnij

Następny
Poprzedni
Unknown

Napisane przez

Zobacz także

4 komentarze:

  1. Awwww *^* Post mnie po prostu rozbroił. Nie wiem co powiedzieć, wszystko było w nim takie życiowe. xD Kto by się spodziewał, że sprzedawca może mnie tak nienawidzić? Niby staram się być uprzejma i w ogóle, ale z dwa podpunkty na pewno łamie. xD Choćby przestawianie rzeczy na inne miejsce, no, czasami się zdarza.
    Moja mama jest z zawodu sklepową i zastanawiam się czy on tez tak o kupujących myślała jak pracowała w zawodzie. Chociaż to było zanim się urodziłam, czyli 15 lat temu, więc były inne czasy C:
    Moje doświadczenia za ladą kończą się na rocznym sprzedawaniu w szkolnym sklepiku. Jak się cieszę, że juz za rok nie biorę tej posady. Na poczatku było fajnie, ale potem juz tylko marzyłam o końcu przerwy. Bo ludzie to serio BYDŁO. Pytają o cenę jak widać, co jest napisane. A to jest? A widzisz, żeby gdzieś było? A otworzysz mi na chwilkę? A czemu na tej przerwie nie otwieracie? BO TO NASZA WOLNA PRZERWA ;-; A kiedy to będzie? A czemu juz tego nie ma? Aish, okropieństwo. X:
    Czekam na kolejny post ;3
    Pozdrawiam,
    Kaori Chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że i tak nie da się przebić niektórych durnowatych turystów. Jednak tubylcy są tubylcami i to widać, a jak Ci przyjedzie jakiś z drugiego końca Polski to nie dość, że żąda, to jeszcze wymyśla i się przechwala, bo przecież nie wiadomo, co on tak naprawdę tam robi, a może z mopem zapieprzać 24 godziny, ale i tak będzie udawał prezydenta RP ;D

      Usuń
  2. Mnie denerwują osoby, które rezygnują z zakupu wszystkiego. Stoją sobie przy kasie, rozmyślają 5 min, a potem dochodzą do wniosku, że im się to nie podoba i wszystko trzeba cofać, odnosić i w ogóle. Albo parcie na jak najtańsze rzeczy, co z tego, że już przeterminowane są produkty albo poprute ubrania, a iPhony i tak mają. No chyba, że to studenci, im się wszystko wybaczy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie faktycznie, trucie dupy, a później rozmyślanie się też jest denerwujące. Albo tekst: Ja tylko oglądam. A jak wiadomo sporo pracodawców wymaga od swoich pracowników zbyt wiele, więc taki oglądacz sobie ogląda, a ktoś inny przez to cierpi. No, ale... na niektóre zachowania nie poradzimy ;/

      A z najtańszymi to też inna historia. Kupują, widzą, że przecenione, albo coś tam jeszcze, a i tak później potrafią przyjść z reklamacją, chociaż widzieli informację: "towar ekspozycyjny". :)

      Usuń